Dylematy mamy i taty

młoda żonka

"Wiesz, ja to właściwie nie wiem o co Ci chodzi, bo jak Ty się urodziłaś to świata poza Tobą nie widziałam i Twój tata musiał się po prostu z tym pogodzić." - usłyszałam od swojej mamy, kiedy któregoś dnia w akcie desperacji postanowiłam zapytać się jej, jak radziła sobie kiedyś z brakiem czasu dla partnera. No tak, jak zwykle nie znalazłam za grosz zrozumienia, nie wiem czego się właściwie spodziewałam. Słyszałam nie raz, że dla matki dziecko staje się całym światem i wszystkie problemy znikają, bo pojawia się na świecie ta mała osóbka. A co jeśli tak nie jest? Co jeśli sama się przyznam, że są rzeczy, które po prostu zostały mi wyrwane (chwilowo mam nadzieję) z życia i których ta mała osóbka nie zastąpi? Mówcie co chcecie, to nasze dylematy. Dylematy mamy i taty.



Aktywność przede wszystkim, to stwierdzenie można chyba nazwać naszą dewizą. Życie zawsze pędziło jak szalone, a my razem z nim. I nagle bum! i pauza. Praca, którą zawsze wykonywaliśmy we dwójkę spadła na niego. Przewijanie i rozciąganie cycków - na mnie. A gdzie wypady do kina, wspólne robienie (czy nawet jedzenie) obiadów, gdzie czas na bliskość między nami? Bo choćbym i cały dzień synka przytulała - to nie to samo, prawda?

Kiedyś myślałam, że ludzie odwlekający w nieskończoność decyzję o dziecku popełniają błąd, którego mogą już później nie móc naprawić. Dzisiaj zmieniłam zdanie. I nie chodzi o to wieczne oczekiwanie na stabilizację materialną, na skończenie studiów czy awans w pracy. Chodzi o psychiczną gotowość - bo dziecko to zobowiązanie, chociaż ja sama wciąż nie chcę przyznać, że to ograniczenie. Ale halo, mamuśki, czy któraś z Was w ogóle potrafiłaby nie wstać w nocy do swojego bobasa, który tylko zaskamlał? A wyobrażacie sobie takie wstawanie, gdyby to nie było w Waszym planie? Gdybyście nie były gotowe, a decyzja o dziecku była przypadkowa (właściwie brak decyzji) albo podjęta pochopnie? Dziecka trzeba CHCIEĆ, to jest pewne.

No ale gdy już tego dziecka chcemy, staramy się, wyczekujemy - musimy być gotowi, że nasze życie odwróci się do góry nogami, a przed nami pojawi się góra decyzji i nauka żonglowania. Gotowanie stojąc na jednej nodze, gdy druga buja bobasa w kołysce? Proszę bardzo. Chodzenie siku tylko wtedy, gdy potomek jest spokojny (czyt. śpi) albo małżonek akurat w domu? Zbieranie się na zakupy zajmuje dłużej niż same zakupy? Za każdym razem. No i pisanie posta brutalnie przerwane przez niecierpliwe mlaskanie.

Pociecha zasnęła? Brawo. Teraz stoicie przed wyborem - obejrzeć razem film, nadrobić zaległości w pracy czy po prostu się wyspać (bardziej przespać)? O seksie mowy nie ma, bo żadne z Was nie ma siły. I tak po prawie 6 tygodniach macierzyństwa i tacierzyństwa jesteście na dnie. Pora się z niego odbić. Pora przypomnieć sobie, że to mały człowiek dołączył do Waszego życia, nie odwrotnie. Pora wziąć się w garść, pogodzić z wiecznym niewyspaniem (dwie godziny naprawdę nic nie zmienią) i znaleźć czas dla drugiej połówki i dla siebie samej. Bo mały ludek powinien mieć zadbaną i kochającą się rodzinę i to jest najważniejsze.

5 komentarzy:

  1. zgadzam się w zupełności - szczęśliwi rodzice = szczęśliwe bobo, więc absolutnie nie można w tym wszystkim zapomnieć o sobie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpisałaś się idealnie w moje odczucia. Widzę te wszystkie całkiem ześwirowane mamuśki i tak strasznie się boję, ze sama stracę całe moje życie, bo pojawi się bobas. Że nie będziemy mieli dla siebie czasu z partnerem, że praca odejdzie w dal....Co ciekawe, partner w ogóle nie ma takich obaw. Może ma za mała wyobraźnię?:)
    Gorąco wspieram cię, żeby udało się Wam znaleźć dla siebie czas, bo widzę że zdroworozsądkowe podejście do macierzyństwa jest twoją domeną. Pisz więcej!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaraz po porodzie otrzymałam mnóstwo czułości od męża, z resztą tak jak i przez całą ciążę. Owszem, było ciężko, ale zdecydowaliśmy się na dziecko i wiedzieliśmy, że może Nam brakować czasu na zwykłe przyjemności. Z czasem nauczyliśmy się organizować dzień. Najcięższe są pierwsze 3 miesiące, a potem jest już lepiej :) Głowa do góry :) Najważniejsze, żebyście nawet drobnym gestem okazywali sobie czułość i żebyście się wspierali :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, odkryłam Twój blog niedawno. Chętnie tu zostanę :)
    Otóż uważam, że Twoje odczucia są jak najbardziej dobre i wręcz wskazane.
    Ja sama, zanim jeszcze byłam w ciąży czułam, że te wszystkie uwagi okraszone zastraszaniem typu "korzystaj póki możesz bo potem to już nic Ci/ Wam nie sotanie".. są niedobre. Irytowały mnie i rozdrażniały. My, podobnie jak Wy od początku chcieliśmy żyć inaczej - i do dzisiaj uważamy, że mimio, że nie jest super łatwo, DA SIĘ!

    Owszem, na początku był hardkor. Do ogólnej rewolucji doszły moje komplikacje poporodowe, więc o wieku sprawach nie było mowy. Ale potem, z każdym tygodniem, miesiącem było tylko łatwiej i wierzę, że właśnie o to chodzi. Aby razem uczyć się siebie na nowo i organizować czas na nowo.

    Nasz synek za chwilę kończy roczek. Ok 19 jest już w łóżku i coraz częściej mamy czas dla siebie. Czasami chwilę, bo padamy obydwoje, czasami długie godziny - przegadane, przejedzone, przeoglądane albo i spędzone po prostu blisko :)

    Wiem, że ten post pisałaś już chwilę temu i teraz super sobie radzisz, myślę, że i tak warto każdego dnia sobie przypominać, że "happy mama, happy baby" nie odwrotnie!!

    Uściski,
    Aga

    p.s. czekam na więcej wpisów o Sycyli!!

    http://agnesssinafrica.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń