Jak Wy to robicie - supermamy?


Ile bym dała, żeby mój blog wyglądał tak, jak te odwiedzane przeze mnie każdego dnia. Uśmiechnięte dzieci, świeże i kwitnące mamy, zabawni tatusiowie, posprzątane mieszkania i pyszne, ugotowane obiady. Ha! Jak Wy to robicie, supermamy? Nie jestem super. Daleko mi do tego. Przez większość czasu żyję wręcz w poczuciu, że jestem bardziej "duper". A konkretnie "do duper". Pranie zalega jak zwykle, mały zamiast się śmiać - jęczy. Mąż biadoli i wcale na zabawnego nie wygląda, a ja sama ciągle nie w formie, ciągle nieogarnięta i strasząca wszystkich moimi worami pod oczami. Pytam się więc, jak Wy to robicie supermamy?


No dobra, nie chcę wyjść na wiecznie narzekającą zołzę (a może po prostu wstęp napisałam wczoraj, mając gorszy dzień). Ale kiedyś ktoś napisał pod moim zdjęciem na Instagramie, że jestem jedyną matką, którą obserwuje, która mówi o problemach pojawiających się przy dziecku. I tu się zastanowiłam - czy tylko ja mam problemy? Czy może po prostu kobiety wolą robić dobrą minę do złej gry i narzekają w życiu prywatnym, ale tu, publicznie, udają wiecznie zadowolone i szczęśliwe?

Zakładając tego bloga jakiś czas temu postanowiłam sobie, że nigdy nie zostanę jedną z kobiet piszących pochlebne recenzje, aby znaleźć sponsorów i udających, że życie to jedno wielkie pasmo przyjemnych niespodzianek, a po przysłowiowe bułki wychodzących zawsze w pełnym makijażu. I trzymam się tego, mimo że w związku z takim podejściem liczba czytelników i tak nigdy nie przekona firm do współpracy. Trudno, ten blog miał być dla mnie, nie dla świata.

I mówię teraz do Was, prawdziwe kobiety - realne życie to nie tylko szczęście, piękne mieszkania, pyszne obiady i uśmiechnięte bobasy. Realne życie zupełnie odbiega od tego, co widzimy w Internecie. A przynajmniej moje odbiega. A oto jak ono mniej -więcej wygląda.

  1.  Pobudka przez żywy i głośny budzik o godzinie 6.00 (jak na żywy budzik jest bardzo punktualny), kiedy chciałabym pospać jeszcze przynajmniej dwie godziny.
  2. I przed te dwie godziny pełna mobilizacja do zabaw, gilgotek i śmiechów, na które o tej porze zupełnie nie mam ochoty. Acha, w międzyczasie smród z pieluchy i co tu dużo mówić - gówniana robota.
  3. Pierwsza drzemka - wow, mam czas, żeby w ekspresowym tempie się umyć i doprowadzić w miarę do porządku. Jak dobrze pójdzie, to zdążę się nawet pomalować. A jak pójdzie jak zwykle to nie (mały nie jest fanem drzemek, i spania w ogóle).
  4. Po drzemce karmię i śmigam do pracy. Mam jakieś maksimum trzy godziny na załatwienie wszystkiego co najważniejsze, bieganie, organizację i…
  5. Wracam do domu na karmienie. Tak, do tej pory nie udało się nauczyć małego jeść z butelki, a pokarmy stałe są na razie tylko dodatkiem. W związku z tym muszę z językiem na wierzchu lecieć do domu w trakcie nawet najważniejszego zadania i dać małemu jeść. I w siebie przy okazji może uda się coś wrzucić.
  6. Pracy ciąg dalszy, wszystko przecież musi być wykonane.
  7. Trzy godziny minęły? Znowu biegiem na karmienie. Jak się szybko uwinęłam, to może zostanę już w domu. To znaczy, wrzucę coś szybko na ruszt i zawinę się z małym na spacer, bo trzeba go zmęczyć przed nocą.
  8. Przychodzi wieczór, wracamy do domu i usilnie próbuję wyciszyć małego, żeby łatwiej zasnął. Chociaż to i tak nic nie daje. Jemy kolację i do kąpieli, potem będę musiała posprzątać całą podłogę, stół i wszystko dookoła. 
  9. Po kąpieli czytamy książkę, wałkonimy się w łóżku, tulimy, uciszamy jęki i po wielkich trudach (jakiś dwóch godzinach) mały zasypia. Przy piersi naturalnie, z dziwacznie wygiętym ciałem i zdrętwiałą ręką. No i w naszym łóżku oczywiście.
  10. No to mamy już 20.00, czasem 21.00. Wypadałoby jeszcze poćwiczyć, prawda? No to wyciskam z siebie siódme poty, a między jednym brzuszkiem a drugim oczy mi się zamykają. Łóóóóóżko, chcę do łóżka!
  11. Nie no, co ja mówię, zostało jeszcze tysiąc rzeczy do zrobienia, odpisanie na maile, wiadomości biznesowe, SPRZĄTANIE. A w międzyczasie mały obudzi się jakieś dwa razy - trzeba go będzie uspokoić.
  12. Na koniec z ulgą kładę się do łóżka i gdy tylko oczy mi się zamykają…mały się budzi. I znowu odrętwienie rąk, nóg i wszystkich innych części ciała.
U Was też jest tak ciężko? Nie mówię, że źle, ale po prostu ciężko? Podobno przy dzieciach dni są długie, ale lata coraz krótsze. Jestem w stanie w to uwierzyć. Podzielcie się, jakie są Wasze sposoby na organizację czasu przy małym dziecku?

P.S. Dla informacji - mam męża pracoholika, który na dodatek musi wykonywać niedokończoną przeze mnie pracę. Tak, mały ma pół roku, pracowałam od 3 dnia po porodzie. Nie czyni mnie to złą matką. Lubię swoje życie - mimo wszystko.

5 komentarzy:

  1. Mimo że sama dziecka nie posiadam, nie jestem jeszcze na to gotowa, w żadnych stopniu, wiem, że bycie matką nie jest, jak cukierkowe ciasteczka, które są tak słodkie, że nie da się ich zjeść. Nie sądzę, żeby tylko Ciebie dotykały takie matczyne problemy, każda je ma, tylko nie każda lubi o nich rozmawiać. Lepiej przecie wszystko wygląda na zdjęciach, kiedy jest wymuskane, sukienka pięknie leżąca na bardzo zgrabnym ciele, mimo że poród odbył się miesiąc temu. Na rękach piękne dziecko w pięknym ubranku z pięknym uśmiechem. A w tle piekarnik i pięknie wyrastające ciasto, które zrobiło się przecież mimochodem. Ja nie lubię takich bzdur i usilnego wmawiania ludziom, że przecież można nie mieć problemów. Zawsze pojawi się krzyk, zmęczenie, brudne pieluchy i grymas na twarzy, który dosadnie mówi "mam dość". Dziecko to nie bajka, dziecko to odpowiedzialność i nauka bycia tak silną, na ile się potrafi. Oczywiście to nie tylko minusy, ale też mnóstwo plusów, ale w dzisiejszych czasach mam wrażenie, że mówi się tylko o plusach i szczerze mówiąc, jakoś zaczęło mnie to nudzić, kiedy po raz setny czytam o tym, jaki cudowny mieliśmy weekend we troje. Szkoda, że to co między wierszami, ukryte jest bardzo głęboko;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, zaczęły mnie już irytować te wiecznie idealne rodziny. Nie do końca też rozumiem jaką ludzie mają motywację do tego, żeby taki zakłamany obraz pokazywać - rozumiem, że chcą nieść pozytywne przesłanie, ale tak przez cały czas? Ja bym nawet tak nie potrafiła. Dla równowagi wolę trochę tu w Internecie ponarzekać ;)

      Usuń
  2. Zaglądam tu od jakiegoś czasu i lubię to, bo wydajesz się prawdziwym człowiekiem, którego dziecko robi kupę, którą trzeba posprzątać; człowiekiem, który musi coś ugotować, popracować itd. Blogi, o których mówisz, na których jest wszystko idealnie przestałam czytać. Do tego, co napisałaś ja dołożę jeszcze moje porównywanie siebie do innych. To jedna z najgorszych rzeczy, jaką można sobie zrobić.
    Mimo, że sama nie mam jeszcze dzieci, to patrząc na idyllę przedstawianą u niektórych można pomyśleć, że skoro oni tak mają, to ja też tak będę mieć, jak tylko urodzę :) A nie zawsze tak wychodzi. Wiem, że fajne życie, podróże (nawet z dziećmi) są możliwe, ale nie u każdego i nie od zaraz. Często porównywałam się do różnych blogerek i po prostu łapałam doła myśląc: jestem starsza od nich, a tak, jak one nie mam nawet dzieci, tyle nie zwiedziłam i nawet nie mieszkam w ładnym miejscu tylko w takim, na jakie mnie teraz stać."
    I przestałam tam zaglądać, bo traciłam czas na biadolenie, a moje życie mi uciekało. I jak czasem mnie korci, żeby popatrzeć na te piękne miejsce na ich instagramie, gdzie akurat balują w tym miesiącu przypominam sobie cytat: "Don't compare your chapter 5 to someone else's chapter 20."
    Zaglądam za to do takich, jak Ty, którzy pokazują momenty ze Swojego życia, gdzie widać uśmiechniętą rodzinę, wycieczki, szczęście i prawdziwe chęci do życia, ale też nie pitolą od rzeczy, że wszystko jest super, a ich dziecko puszcza bąki o zapachu malin :)
    Tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za ten komentarz, bo zrobiło mi się niezmiernie miło, że ktoś tu zagląda ze względu na to, co piszę, a nie tylko z przypadku ;)
      I bąki mojego małego zdecydowanie nie pachną malinami :D

      Usuń
  3. Ufff!! Jak cudownie, że nie tylko ja mam takie podejście! :) U mnie też nie jest czysto i nierealnie pięknie, a dzieci płaczą i w dodatku robią kupę, nawet kilka razy dziennie ;)
    Pozdrawiam i zostaję na dłużej :)

    OdpowiedzUsuń