Zdrowa podróż, czyli o jedzeniu w drodze

młoda żonka

Nie wiem, czy wszyscy z Was tak mają - ale my spędzamy sporo czasu w podróży. Śmieję się, że doskonale swoje umiejętności pakowania - i dotyczy to nie tylko ubrań (tego nauczyłam się już dawno), ale przede wszystkim prowiantu na drodze. Dawno za sobą mam okres kupowania byle czego po drodze, zresztą nigdy nie jeździłam samochodem, więc obce mi przyzwyczajenia do hot dogów ze stacji benzynowych albo drive inów. Kiedyś podróż pociągiem równała się kilogramom świństw, bo przyzwyczajona byłam "zajadać" nudę. Na szczęście ten okres też już mam za sobą. Za to na półce w kuchni mnóstwo pojemników, które na drogę zapełniają się przeróżnymi przekąskami napakowanymi w wartości odżywcze. Zwłaszcza, gdy czeka nas taka dwudniowa wyprawa jak dziś - Bydgoszcz, Toruń, Warszawa i na końcu Lublin. Kawał drogi, masa dobrego jedzenia.


W moim podręcznym zestawie przekąsek na drogę nie może zabraknąć domowych batoników muesli. Jestem ich absolutną wielbicielką, ale robię je rzadko - najczęściej właśnie na drogę. Zastępują codzienną owsiankę i szybko dostarczają energię z węglowodanów. Przydaje się to chociażby przy prowadzeniu samochodu, gdy zaczyna łapać mnie zmęczenie i senność. Oprócz tego na dziś i jutro zaopatrzyłam nas w jogurty naturalne, naszą ulubioną kakaową granolę oraz owoce - niezastąpiony zestaw na drugie śniadanie. 

Ale czy zdajecie sobie sprawę jak długo trwa podróż z Koszalina do Lublina? Zwłaszcza, gdy w każdym z wymienionych miast z kimś się spotykamy, a w jednym nawet nocujemy? ;) W każdym razie - zajmuje to na tyle długo, że konieczne jest spakowanie "przenośnego" obiadu. Pamiętajcie, żeby zawsze stawiać na coś, co dobrze smakuje również na zimno. Tym razem u nas curry z kurczakiem i brązowym ryżem, ale uwielbiam też mieszanki z kaszą i warzywami - pycha!

Do tego dodajmy zapakowane rzodkiewki i szczypiorek, obowiązkowe wale ryżowe (tak to jest, gdy nie je się pieczywa) i... wszystko, co zostało w lodówce, a zostać nie powinno. Tym razem to opakowanie sera pleśniowego - przyda się do wafli. No i banany - nieodzowny element naszych podróży.

Co jeszcze znajduje się w naszej ogromnej torbie z prowiantem? Oczywiście woda, bez której nawet godzina jest stracona. No i nie można zapomnieć o akcesoriach, bez których zjeść się tego po prostu nie da - widelce, noże, łyżeczki - z tym moja głowa ma zawsze problem - prowiant jest, ale niby jak zjeść curry bez sztućców?

Powoli staję się w tym coraz lepsza - niedługo na ślepo w środku nocy będę potrafiła zapakować torbę z żarełkiem dla głodomorów takich jak my. Na szczęście udaje się zabierać ze sobą zdrowy prowiant i nie dojeżdżamy na miejsce z ogromnymi wyrzutami sumienia po zjedzeniu Big Maca. Którego zresztą (znowu na szczęście) nie lubimy, więc po co się  zmuszać?

A Wy, macie jakieś triki  i sposoby na zdrową podróż czy może wyznajecie zasadę, że to co w podróży nie ma znaczenia, a zdrowe odżywianie w drodze to zbyt trudna sprawa?

młoda żonka

3 komentarze:

  1. w kuchni mam zapas pudełek, pudełeczek i innych pojemników, w które mogę zabrać domowe jedzenie i przekąski, więc wiem o czym piszesz. u mnie jest to podyktowane pracą. 15h poza domem a jeść coś trzeba i szkoda zajadać to byle czym. pakuję zwykle jakieś warzywa pokrojone, mięsko zgrillowane na nowej kuchennej zabawce, jogurty i owoce - uwielbiam koktajle, więc miksuję w pracy albo w domu, myk do kubka i w drogę. takie kubki idealnie też sprawdzają się w samochodzie (:

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny post, ciekawy. Chętnie poznałabym więcej twoich pomysłów na zdrowe przekąski, bo chociaż podróżuję długo rzadko, to pracuję długo. Może zupa w termosie?:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super temat! Ja nigdy nie przykładałam do tego większej wagi... niby zdrowo, ale co z tego, jak szykowałam same kanapki i pomidory w plasterki? Widzę, że mam nad czym popracować :)

    P.S. Świetny blog! Obserwuję na bloglovin.

    OdpowiedzUsuń